środa, 2 stycznia 2013

Wygrałam!

No, może nie dosłownie ;) Ale zajęłam III miejsce w konkursie "Mój koniec V serii" na stronie "Fanklub Cichociemni"!
Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, bo kompletnie się nie spodziewałam, a tu proszę, wchodze dzisiaj w szkole na tą stronę i cud!
Jeśli chcecie poczytać moją i inne prace (moja ma nr 1) oto link: http://fanklubcichociemni.pl/index.php/aktualnoci1/536-moj-koniec-v-serii-glosowanie

Pozdrawiam! Jutro "Opowiadanie 4".

wtorek, 1 stycznia 2013

Opowiadanie 3


Chłodnym, lecz zarówno lekko przestraszonym wzrokiem, młoda, wdzięczna blondynka rozglądała się dookoła.
                    Getto od „reszty świata” odgradzał gruby, ceglany mur. Zawsze, o każdej porze dobrze pilnowany przez co najmniej dwóch szwabskich żołnierzy.
  Gdy kobieta postąpiła krok w ich stronę sięgnęli po karabiny.
 - Czego!? – Warknął jeden. – Przepustka!
 - Jestem Anna Dubońska. To chyba wystarczający powód aby mnie wpuścić.  – Powiedziała dziewczyna.
 - Przepustka! – Zawołał jeszcze raz Niemiec. – Bo my nie będziemy już dłużej dyskutować.
                    Dziewczyna z rezygnacją sięgnęła do torebki i wyjęła świstek papieru, na którym było osobiste zezwolenie płk Harfnera na jej wpuszczenie.
 - To wszystko? – Zapytała chłodno podając przepustkę.
 - Wchodzić! – Warknął żołnierz, a Anna wkroczyła za szlaban.
                     Po drugiej stronie życie płynęło w całkiem innym tempie. Roztaczał się tam tak różny od reszty Warszawy świat. W getcie toczyła się nieustanna walka o wszystko. Ludzie jednak byli tacy sami. Niektórzy trafili tu przez przypadek, inni byli Izraelitami z dziada pradziada. Różnili się jednak od Polaków białą przepaską na ramieniu, którą zdobiła gwiazda Dawidowa. I właśnie to skazywało ich na pewną śmierć.
                     Anna, otoczona przez żydowskie dzieci, w milczeniu weszła do obskurnego budynku. Gdy już doszła po rozklekotanych schodach na sam szczyt, ukazały jej się liche, brązowe drzwi, z odchodzącą gdzieniegdzie farbą. Zapukała cicho i czekała.
                     W końcu otworzyła jej kobieta, z czarnymi włosami poprzetykanymi siwizną. Na twarzy miała wyraz goryczy, który zmienił się jednak, gdy uświadomiła sobie kto przed nią stoi.
 - Rachelka! Córeczko! – Zawołała.
                      Dziewczyna padła matce w ramiona i ze szlochem zapytała:
 - Jak tata? Co z Sarą?
  Matka puściła nagle Rachelę i powiedziała:
 - Wejdź. Jeszcze cię kto przyuważy.
                      Dziewczyna znalazła się w malutkim, skromnym korytarzyku, który zaprowadził ją do równie niewielkiego pokoju. W rogu izby znajdował się piec i tak prawie nie działający. 


Obok stała wersalka, okryta brudnoszarym spłowiałym kocem.
                      I pod tym lichym przykryciem leżała drobna, dwunastoletnia dziewczynka, o kręconych, ciemnych włosach i szarych, szeroko otwartych, szklanych od łez oczach. Jej drobnym ciałkiem co chwila wstrząsały niepohamowane ataki kaszlu.
 - Sara! – Krzyknęła Rachela i rzuciła się w stronę siostry.
  Mała uśmiechnęła się jedynie i przymknęła powieki.
 - Chodź… - Szepnęła matka i wskazała córce korytarz. – Zostawmy ją w spokoju.
                      Kobiety wyszły z pokoju, na co tylko czekała Rachela. Zapytała od razu:
 - Co jej jest?
 - Zapalenie płuc… - Ciężko powiedziała matka. – Dziecko… pomożesz jej?
 - Spróbuje. Poproszę Harfnera…
                     Nagle targnięta niepohamowaną rozpaczą usiadła na podłodze i rozpłakała się.
 - Mamo! – Załkała. – Ja już nie daję rady! Przeze mnie giną kolejne osoby! Mamo…! – Krzyknęła spazmatycznie.
 - Jeszcze się poprawi córeczko – wyszeptała matka. – Ale nie możesz zostać tu dłużej. Zaraz przyjdzie Zellerkraut. Jeśli cię tu zobaczy…
                     Rachela wstała i otrzepała się. Niczym dziecko przetarła oczy i przytuliła się do matki.
 - Uważajcie na siebie i dbajcie o Sarę. – Powiedziała jeszcze i szybko wyszła.
  I znów była Anną. Szpiegiem. Niemieckim  szpiegiem.     
                     Rzuciła okiem na zegarek. 15.15 – głosił. Za równy kwadrans miała spotkać się z niemieckim pułkownikiem. Kolejny raz. Dziś mieli umówione spotkanie w „Galeriance” na Praskiej. Nie wielu było tam Polaków, więc szanse też były niewielkie, że ktoś ją rozpozna. Zdarzały się pojedyncze jednostki, ale byli to tylko ludzie jej pokroju – zdrajcy.
                     Harfnera jeszcze nie było więc spokojnie udała się do toalety. Właśnie poprawiała szminkę, gdy usłyszała dochodzącą z męskiej ubikacji rozmowę:
 - Majorze, co robimy z tą żydówką?
 - Nam się już nie przyda Herling. Zabijemy ją.
 - A ci w getcie?
 - Do Auschwitz i po sprawie.
                     Anna zadrżała. Serce na moment przestało jej bić. Sara, matka, ojciec… mieli za chwilę zginąć. Ale wcześniej ona sama!
                     W jednej chwili wybiegła z toalety, a za parę sekund drzwi „Galerianki” trzasnęły za nią. Jednak tuż za sobą usłyszała rozeźlony głos niemieckiego pułkownika:
 - Brać ją!
                      Biegła jak mogła najszybciej, ale strzały były równie szybkie. Spódnica furkotała wokół jej nóg, a buty mocno stukały o bruk. Brakowało jej tchu, łzy napływały do oczu, a krew spływała z ramienia, tam gdzie jednak dosięgła ją kula.
                      Nagle, gdy skręciła w boczną uliczkę, poczuła, że ktoś zatyka jej usta i wciąga do mieszkania. Kopała i wiła się, lecz uchwyt obcego był bardzo mocny i nieustępliwy. Słyszała jeszcze głosy Herlinga i Harfnera, ale po chwili ucichły. Wtedy nieznajomy postanowił ją puścić.
 - No już. – Powiedział mężczyzna. – Nie musisz dziękować.
                      Anna spojrzała na niego. Jej wybawca miał ciemne, gładkie włosy, wystające spod czapki, orli nos i przenikliwe, czarne oczy.
 - Tadek jestem. Tadeusz Hyjek. Też zawsze uciekam, nigdy nie gonię. – Tu zaśmiał się cicho. – A ty?
                       Dziewczyna popatrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem i powiedziała:
 - Nie wiem kim jestem. Zdrajczynią, Polką, Niemką, Żydówką, nikim… Po prostu nikim…
                       Mrok i chłód pomieszczenia sprawił, że Anna zadrżała lekko. Tadek widząc to okrył ją płaszczem i powiedział:
 - Hej! Na pewno nie jest tak źle! Przecież musisz mieć jakieś imię!
 - Rachela, Anna Dubońska. Mów jak ci wygodnie. Dla mnie to nic nie znaczy.
 - Jesteś z getta. – Stwierdził.
                       Pusty śmiech Anny zabrzmiał na chwilę w czeluściach, a ona sama wpół płacząc histerycznie powiedziała:
 - Idź, idź powiedz im, niech mnie zabiją, niech zabiją tak jak moją rodzinę!
                       Niepohamowane łzy płynęły jej po twarzy. Spojrzała na chłopaka z mieszaniną lęku i bezradności, ale on tylko nazbyt odważnie objął ją i powiedział:
 - Dla mnie będziesz Anią. I nie płacz już. Ty nie masz już nikogo i ja nie mam nikogo. Możesz chwilę u mnie zamieszkać, a jak cię kto zapyta możesz mówić, że jesteś Anna Hyjek. Tylko… można cię łatwo rozpoznać po włosach.
                        Anna roześmiała się cicho i jednym płynnym ruchem ściągnęła blond perukę, a na ramiona spłynęły miękkie, grube loki w odcieniu kakaa.
 - Teraz mnie nikt nie rozpozna.
   Uśmiechnąwszy się frywolnie otworzyła drzwi na wojnę i cały inny świat i zawołała:
 - Chodź! Może pomożesz mi zacząć nowe życie?

************************************************

Od autorki: Oto całe "Opowiadanie 3", trochę dłuższe mam nadzieję, że się spodoba ;). Jak po Sylwestrze? Pozdrawiam!

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwester!

Każdego ogarnia "mania-sylwestrowania". Piszą życzenia i co by chcieli osiągnąć w kolejnym roku. Ja jestem taka sama ;) A więc........

W 2013 chciałabym:

Związane z blogiem: 
- mieć 1000, nie! 2000 i więcej wejść!
- mieć 100, albo 200, albo jeszcze więcej obserwatorów!
- mieć duuużo przychylnych komentarzy!


Związane z moją "zawrotną karierą":
- napisać do końca moją książkę
- zostać dostrzeżoną przez jakiegoś reżysera/łowcę talentów/scenarzystę i zagrać w filmie
- ewentualnie zostać po prostu docenioną i być sławną!


Związane z nauką:
- mieć 6 z historii
- skończyć podstawówkę ze średnią przynajmniej 5.0
- napisać Test Szóstoklasisty na 40pkt
- wygrać jakiś konkurs np literacki...


Związane ze mną:
- znaleźć swoje prawdziwe miejsce
- znaleźć kogoś na smutne dni
- znaleźć prawdziwą i jednyną przyjaciółkę
- skończyć z kłopotami
- przeżyć wielką przygodę
- Nauczyć się grać na skrzypcach/gitarze/pianinie

A wam moi drodzy czytelnicy życzę:
Mnóstwo zdrowia, miłości, szczęścia (np żeby z nieba spadły wam prosto do portfela pieniądze ;), spełnienia wszystkich, nawet tych najbardziej niewiarygodnych marzeń i żeby ten 2013 r był dla was najwspanialszy na całym świecie!!!!

Daria.


sobota, 29 grudnia 2012

Koniec Opowiadania 2


                     Jagoda wciągnęła ze świstem powietrze i oparła się ciężko o kramik. Świat zawirował jej przed oczyma, a w głowie pojawiło się miliony obrazów; a to Romek martwy, a to katowany, a to ranny bez pomocy.
 - M- może jeszcze n- nie jest za późno? – Wyjąkała
                     Starsza kobieta z troską spojrzała na dziewczynę i powiedziała:
 - Nie bój się tak! Na pewno jeszcze…  
 - Muszę coś zrobić! – Przerwała Jagoda.
                     Poderwana nagłą myślą chwyciła torebkę i pośpieszyła z powrotem w kierunku domu. Nie zważała na nawoływania kobiety i tylko przyśpieszyła kroku.
                     Oglądali się za nią wszyscy. Co mogło sprawić, że niby nie pamiętając, iż wokół kłębią się Niemcy, pędzi w nieznanym kierunku tylko niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę?
                    Do kamienicy rzuciła się niemal biegiem. Obcasy stukały po schodach, a odgłos ten niósł się za nią głośnym echem. W rogu ich sypialni stała mała komódka. Dziewczyna otworzyła ją w pośpiechu. Tam, schowany pod stosem chust leżał zakurzony rewolwer.
  - Aby mi się tylko do niczego nie przydał… - Szepnęła sama do siebie.
 I tak samo nagle jak wpadła do mieszkania, tak wyszła z niego.
                   Poczta znajdowała się na samych obrzeżach miasta, stosunkowo niedaleko od Gromskiej. Ocieniony wieloma, gęstymi drzewami, budynek, do którego mało kto zaglądał, był idealnym miejscem na akcję.
                  Właśnie tam zmierzała Jagoda. Tylko z miłości. Z głupiej, nędznej miłości, która mogła tak samo szybko zginąć jak się pojawiła. Ale nie…
  Ona, cicho jak szpieg przesuwała się w cieniu kamienic. Nagle przystanęła. Zza węgła poczty wyjrzał Karol – jeden z niewielu partyzantów, których poznała.
                   Jagoda właśnie otworzyła usta, aby krzyknąć: Uciekajcie! Gdy poczuła, ze ktoś zasłania jej usta dłonią. Szamotała się dziko tylko przez chwilę. Zanim nie poczuła tępego bólu i zanim jej świat przysłoniła ciemność


***


                   - Heil Hitler! – Zameldowała szeregowa Miller.
 - Heil Hitler! Meldować! – Rozkazał porucznik Gerhracht.
                  Starsza kobieta ubrana w zwyczajny, mieszczański strój z tylko sobie znanym tupetem, bezceremonialnie usiadła na krześle i zapaliła cygaro leżące na biurku. Dym spowił ją w szare obłoki. W końcu ozwała się:
 - Ta dziewczyna… Jadwiga Szklarska z Gromskiej wpadła. Powiedziałam jej o „zasadzce” – tu uśmiechnęła się kpiąco – której oczywiście nie było. Tak jak pan kazał, pocztę zamknięto, a w środku nie było nic ciekawego. A „bidulka” uwierzyła i tam pobiegła. Brecht śledził ją. Mówił, że miała rewolwer. Głupia! Myślała, iż coś poradzi…?
 - Świetnie się spisałaś Helgo. – Uśmiechnął się Gerhracht.
                   A daleko od tego pokoju, do małego mieszkanka na Gromskiej wszedł chłopak. Jasne włosy miał gładko przyczesane, a na nie nałożony ciemny kaszkiet. Uśmiech gościł nie tylko na jego ustach, ale i w ciepłych, błękitnych oczach.
                  Zaśmiał się cicho pod nosem i zawołał:
- Jagoda! Gdzie jesteś? Z tą akcją była lipa, wiesz… - Zaczął, ale odpowiedziała mu cisza.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od autorki: Przepraszam, że dziś może trochę mniej, ale nie chcę już mieszać i Opowiadanie 3 dam całe. Nie wiem jeszcze czy jutro czy już w 2013 r. Jak zapewne zauważyliście, pojawiło się nowe logo i zakładka pt "Pytania". Dziękuje za te 227 wejść ;)

Logo ;)

Notka z dalszym ciągiem jak już pisałam ma być jutro, a dziś taka krótka informacja: zrobiłam nowe logo bloga.  
Nie wiem czy się podoba, jak co mogę zmienić na tak jak było. Liczę na wasze opinie. 

Pozdrawiam was i dziękuję za te wiele komentarzy!!!!

piątek, 28 grudnia 2012

Koniec Opowiadania 1 + Opowiadanie 2

Zakręciło jej się w głowie, a Hetman mówił dalej:
Donosicielka i szpieg. Lat 23. Mieszka obecnie na Mokotowie. To twoje następne zadanie.
               Jaskółka patrzyła z niedowierzaniem na zdjęcie. Anuśka Dubońówna! Nadal taka sama, tylko włosy zbyt jasne. Jej najlepsza przyjaciółka z czasów dzieciństwa. Jeszcze w październiku 39 uratowała jej życie. To było zbyt niewiarygodne. Anna i konspiracja…?
  - Mam ją… zlikwidować? – Zapytała.
                Hetman pokiwał głową w zamyśleniu. Potem powoli i z uwagą spojrzał na Marię i powiedział:
  - Idealnie to ujęłaś. Właśnie tak. Zlikwidować. Acha jeszcze jedno. To nie jest praca długoterminowa. Jutro ma być tylko zimnym trupem. Możesz odejść.
                 Jaskółka wstała powoli czując, iż zaraz zemdleje. Przeraźliwy chłód ogarnął ją niespodziewanie, a w ustach nie miała ani kropli śliny. Sztywnym krokiem zmierzała w stronę drzwi, gdy głos Makowieckiego zatrzymał ją:
  - Jaskólska. Teraz liczy się Polska.
                 Dziewczyna wybiegła na korytarz i szybko pochwyciła kapelusz. Otworzyła drzwi i oparła się o nie dysząc ciężko nie mogąc złapać tchu. Hetman miał rację. Każdy był teraz sobie obcy. Tylko Polska się liczyła.
  Na zewnątrz nadal trwała wojna.



Opowiadanie 2


                  - Znowu? - Głos niewiasty był pełen zawodu i strachu. – Nie możesz choć raz…
  - Nie mogę. – Tym razem ozwał się mężczyzna.
  Sięgnął po karabin leżący na stole i schował go pod kurtką. Otwierał właśnie drzwi prowadzące na obskurną klatkę schodową, gdy usłyszał ciche, nieśmiałe pytanie:
  - Wrócisz?
  Westchnął. Nigdy nie był tego pewien, ale odpowiedział jak zwykle:
  - Zawsze wracam.
                  Gdy zamknęły się za nim drzwi dziewczyna usiadła na krześle przy kuchennym stole. Szlochając ukryła twarz w dłoniach. W życiu Jagody liczył się Bóg, liczyła Ojczyzna, liczył Honor, ale najważniejsza była Miłość. Właśnie dlatego spędzała tyle czasu w strachu nie pewna czy nie znajdzie go przed progiem. Martwego.
                   To dla Romka znosiła wszystkie niebezpieczne akcje, strzelaniny, przenoszenie się z miejsca na miejsce. Często miała dość tego wszystkiego. Chciała iść na spacer, do kawiarni… Ale nie. Romek brał karabin i wychodził.
                   Dziewczyna podniosła się w końcu z miejsca i wyciągnęła z szafki torebkę. Musiała wyjść, choćby na zakupy, po chleb. Będąc już na zewnątrz spojrzała na kamienicę. Ich „mały raj” mieścił się na rogu Gromskiej i Brzozowej. Jagoda skierowała swe kroki ku rynkowi, na którym roiło się od Niemców. Nie bała się ich. To dzięki Romkowi się „zahartowała”.
                   Powoli doszła do starszej już kobiety, która sprzedawała jej wszystko po pół darmo.
  - Dzień dobry pani Pilarczykowa. – Przywitała się z bladym uśmiechem. – Poproszę to co zwykle.
  Kobieta pakowała sprawunki trajkocząc jak to ona:
  - Dzień dobry moje dziecko! Ale tu dziś ruch! Szwabów tyle, jak na zarazę. Tfu! A gdzież to się Romek podziewa?
  Jagoda westchnęła.
 - Znów poszedł na akcję…
  Pilarczykowi krzyknęła cicho:
 - Gdzie!? Powiedz, że nie na pocztę!
  Dziewczyna pobladła z lekka i zapytała:
 - O co chodzi? Czy pani coś wie o tym?
 Pilarczykowa stropiła się mocno i wyszeptała:
 - Słyszałam jak jakiś Szwab mówił do drugiego że szpieg doniósł mu, iż będzie akcja na pocztę. Partyzanci dowiedzieli się o jakiś tajnych dokumentach, które dziś prześlą z Berlina… Szwaby już mają plan zasadzki. Romek jest w wielkim niebezpieczeństwie!


************************************************************************
Od autorki:
No więc to kolejna część mojej książki. Dziękuję za te miłe komentarze pod poprzednim postem i za  te kilka osób, które zdecydowały się obserwować mojego bloga. Mam nadzieję, że ta część rownież się spodoba. Następny post ukaże się 30.12.2012r. 

czwartek, 27 grudnia 2012

Opowiadanie 1



             Okna kamienic  były szeroko zamknięte. Odcięły się od ponurego, majowego świata, zamknięte w sobie i milczące.
              Proste, czarne trzewiki kobiet, stukały o kocie łby, którymi była wybrukowana ulica. Gdzieś na rogu Klonowej mały gazeciarz krzyczał:
   - Gazety! Gazety! Kupujcie i czytajcie co nowego! Gazety!
               Przezornie wszystko było zwyczajne i spokojne. Ludzie śmiali się i żartowali. Jednakże to była jedynie przykrywka. Pod sztuczną maską wesołości krył się jedynie strach i zaniepokojenie.
               Długie, smukłe nogi, wokół których układała się prosta, czarna spódnica maszerowały szybko. Zbyt szybko. Jakby przeczuwały, że coś się stanie, jakby wiedziały…
   - Ludzie! Łapanka! – Krzyknęła ich właścicielka i zaczęła biec.
                Rozległy się pierwsze strzały, szczekanie wilczurów i okrzyki w tym złowieszczym języku. Spojrzenia innych wyrażały bezgraniczne przerażenie. Kobiety z dziećmi rzucały się do drzwi wprost żebrząc o pomoc.
                 Nikt jednak nie był aż tak dobry aby otworzyć. Zatwardziałe serca polskie zamknęły się na innych. Lata niewoli pod zaborami i nagły wybuch wojny, zmieszał do reszty ich uczucia. Nikt nie wiedział czy być może jutro najbardziej zaufany przyjaciel nie okaże się wrogiem.
                 Każdy w panice próbował się uratować. Każdy, ale nie długonoga dziewczyna. Z pewnością podążała w jedną stronę, tracąc z oczu i Niemców i uchodzących Polaków.
                  Będąc już pewna, że nikt jej nie ściga, zbliżyła się cicho do ciężkich, masywnych podwoi kamienicy i właśnie miała zapukać, gdy ktoś krzyknął za nią ze szwabska:
  - Tu jest!
                  Ale dziewczyna szybkim, sprawnym ruchem wyjęła nagle z czarnej torebki rewolwer i wymierzywszy go we wroga powiedziała chłodnym, donośnym głosem:
  - Za napaść na państwo polskie skazuję cię na śmierć!
                  Z pistoletu huknęło. Kula pomknęła prosto do celu, a Niemiec padł na bruk niczym rażony gromem. Panna spojrzała tylko na niego beznamiętnie. Jednak gdzieś bardzo głęboko, tam gdzie kończy się Honor, a zaczyna Sumienie, jej serce pękało po raz kolejny.
                  Z wyrzutami o tę śmierć odwróciła się do drzwi i zapukała. Nie było to jednak takie zwykłe puknięcie. Składało się z masy ułożonych wcześniej sekwencji niby jakiś sygnał.
                  Po chwili rozległ się za dębowymi drzwiami głęboki, nieco szorstki, męski głos:
  - Kto tu?
  - Jaskółka – odpowiedziała dziewczyna.
  Drzwi otworzyły się.
                   Dziewczyna ujrzała wysokiego chłopaka o orlim nosie, nieco zwichrzonych, ciemnych włosach i oczach błękitnych, pełnych uwagi.
  - Cześć Antek! – Zawołała.
                  On z kolei zobaczył Jaskółkę. Marię Jaskólską, dziewczynę młodą i niezwykłą. Czarne, długie włosy nosiła ciasno splecione nad czołem i ukryte pod małym, granatowym kapelusikiem. W jasnej, delikatnej twarzy widniały szare, mądre oczy jakże harde i piękne.
                   Antek spojrzał na nią z uwagą i zapytał:
  - Co cię zatrzymało? Od Harfnera miałaś od razu przyjść tu. A co, znowu łapanka?
  Marysia przytaknęła. Harfner często wyznaczał łapanki, a ona nie potrafiła nic nie mówić niewinnym ludziom.
                    Nie czekając na zaproszenie wślizgnęła się do środka. Korytarzyk był długi i ciemny. W półmroku dało się jednak dostrzec niewyraźny zarys portretów na ścianach, komódek i znajdującego się w rogu stojaka na parasole.
                  Ściągnęła kapelusz i położywszy go na komódce odwróciła się do Antka i zapytała:
  - Hetman już jest?
  - Taak… - Odpowiedział przeciągle chłopak. -  A co ci tak do niego śpieszno?
   Jaskółka przekrzywiła głowę i ze śmiechem powiedziała:
- Zazdrośnik! To co, jest w salonie?
- Mhm, idź już!
                 Marysia wygładziła spódnicę i przybrawszy formalny wyraz twarzy wkroczyła do saloniku. Jak zwykle tonął on w cieniach. Ciężkie, żółtawe zasłony były zaciągnięte, więc jedyne znajdujące się tam okno nie dawało światła. To był jeden z tych niewielu domów, tak gustownie urządzonych. Wzdłuż ścian stały dębowe komody, a w rogu wysoki zegar z gablotką. Na środku miał swe miejsce potężny stół, okryty białą serwetą. Za nim, w dużym, obitym skórą fotelu siedział major Makowiecki zwany również Hetmanem.
               - Siadaj Jaskólska. Mam dla ciebie ważną wiadomość – zapowiedział.
  Dziewczyna zajęła miejsce po drugiej stronie stołu  i zerknęła na majora. Odkąd go znała przypominał jej Piłsudskiego. Te same wąsy, podobne brwi i ten wyraz oczu. Zawsze ubrany był w czarną, wojskowa kurtkę i wysokie buty.
              - Jaka to wiadomość szefie? – Zapytała. – O co chodzi t y m razem?
  Hetman sięgnął po dużą teczkę i wyciągnął ze środka parę papierów i zdjęcie młodej kobiety. Gdyby miało ono kolory kobieta miałaby na pewno jasne, jak u cherubina loki i usta pomalowane na mocny kolor.
               - Anna Dubońska. Od roku w konspiracji niemieckiej